Na mapie Polski mam jedno miejsce, które nieodmiennie od lat wzbudza we mnie masę ciepłych wspomnień, przywołując beztroskie chwile dzieciństwa jak i szalone, dojrzałe już wyjazdy z przyjaciółmi. Kierunek, który jest dobry na wszystko, poczynając od krótkiego, wakacyjnego wypadu weekendowego, przez długi urlop, aż po uroczystości urodzinowe/sylwestrowe/ect. Destynację wybieraną przeze mnie zdecydowanie częściej, niż inne, pomimo znacznego oddalenia od rodzinnej Łodzi.
Zakopane, dokładniej Tatrzański Park Narodowy. To miejsce mam na myśli.
Wysokie szczyty, wysiłek do ich zdobycia. Możność podziwiania piękna przyrody, kontakt z naturą. Górale, ich kultura, muzyka, jedzenie. Wszystko to składa się na magię gór, której od lat nie jestem w stanie się oprzeć. Ulegam od pierwszego zobaczenia z okna pociągów nocnej relacji Łódź – Zakopane.
Uwielbiam wieczory w górach. Z miską kapuśniaka, z kubkiem ciepłej herbaty podziwianie zachodzącego słońca. Wsłuchiwanie się w świergot ptaków, wdychanie zapachów lasu. Rozmowy z innymi piechurami w schroniskach, gdzie spanie „na glebie” jest niczym najlepszy nocleg. Zanim zaś słońce wzejdzie, składanie po cichu karimaty i śpiwora, aby przypadkiem nie obudzić śpiących obok sąsiadów.
Przygotowywanie herbaty do termosu, ponowne zakładanie butów trekkingowych na zmęczone stopy. Wszystko to, aby w samotności móc nacieszyć się pięknem otoczenia, chociażby na chwilę. Mieć go tylko dla siebie, zanim góry zaleje fala turystów, którzy upodobali sobie to miejsce równie mocno co ja.
Ponadto, ciężko mi znaleźć piękniejszy plener fotograficzny, niźli Tatrzański Park Narodowy.
Autor: Dominika Mizerska